GOTUJ Z NAMI STUDENTAMI UTW #1
JESIENNA PORA – ZŁOTA DLA SENIORA
We wrześniu przybyła do nas JESIEŃ. Byłam przygotowana na jej wizytę. Pękata od przetworów spiżarnia, otworzyła dla niej gościnne drzwi. Jabłka, gruszki, pigwa a i orzechy równiutko poukładane w skrzynkach oddawały jej należne honory. Gąsiory z winem wyciągały swoje długie szyje, aby godnie ją przywitać.
Słoje z nalewkami nęciły kolorowymi naklejkami.
Skąd wiem, że u mnie była? Zostawiła światło w spiżarni i koraliki jarzębiny.
W latach 60-tych ub. wieku, dzieciństwo spędziłam u Dziadków pod Krakowem. Wspominam ten czas jako nieustającą bajkę i sposób na życie. Dobro zawsze zwyciężało zło i tej wersji trzymam się do dziś, chociaż nie zawsze bywa różowo. Wielopokoleniowy dom był oazą szczęścia. Chciało się żyć. Nie używano słów: stres, depresja czy alienacja. Nikt nie był samotny, a mieszkańcy wsi, mimo niedostatku i wojennych tragedii cieszyli się każdym dniem. Wszyscy mieli swoje obowiązki, które sumiennie wykonywał i ja także. Jako czterolatka, musiałam pilnować miski na wodę naszego wilczura Reksa. Bez przerwy ją napełniałam, a babcia to sprawdzała.
Potem pracy przybywało: zamiatanie przed domem, zbieranie owoców, plewienie ogródków itp. Dom Dziadków otaczał duży sad owocowy, w którym stała spora pasieka Wujka. Były też ogródki kwiatowe i ziołowe.
Nieduży kawałek uprawnego pola dostarczał zboża, ziemniaków i warzyw. Nic się nie marnowało.
Wszystkie plony były zagospodarowane, a nadwyżki sprzedawano na targu.
Od najmłodszych lat pobierałam solidne lekcje życiowej zaradności. Obowiązek był rzeczą świętą.
Wymówek nie było. Musiało być zrobione i już. To we mnie zaszczepiono i to działa do dziś.
W pewien jesienny wieczór siedziałam w babcinej izbie przy ciepłym piecu i „smykałam” jarzębinę z gałązek /na nalewkę/. Nagle otworzyły się drzwi i ukazała się w nich tajemnicza postać. Miała szaty utkane z jesiennych liści, korale z jarzębiny i rokitnika. Jej kasztanowe włosy zdobiły złociste rudbekie.
- Babcia wyszła do kurnika – wyszeptałam oszołomiona.
- Ale ja przyszłam do Ciebie – uśmiechnęła się do mnie piękna Nieznajoma. Obchodzę teraz wszystkie swoje włości, pochwalam pracę – lenistwo mnie złości.
- Ach to Pani Jesień – wykrzyknęłam.
- Co się stało, czemu się tak wydzierasz? – na de mną stała babcia, kiedy otworzyłam zaspane oczy.
- Babciu, Ona tu była, widziałam ją – Złotą Panią Jesień.
- Masz szczęście, doceniła twoją pracę. Mówiłam ci, że ona odwiedza najlepsze spiżarnie i błogosławi zapasy.- uśmiechnęła się babcia.
Jasne, że w to uwierzyłam i kocham tą moją prywatną bajkę do dziś.
I tak co roku napełniam moją spiżarnię po brzegi – dla zdrowia i radości bliskich i ku zadowoleniu Jesieni.
Postaram się Państwu przekazać moje sprawdzone sposoby na wyczarowanie delicji z darów Natury.
Mamy już drugą połowę listopada i właściwie całe lato jest już zamknięte w słoikach, ale można jeszcze wykorzystać do przetworów: jabłka, gruszki, pigwę czy dynię.
O najbardziej chyba popularnym u nas owocu – jabłku i jego zaletach napisała bardzo wyczerpująco nasza koleżanka – Grażyna Tworek - zachęcając do spożycia tych owoców.
Dołączam do niej z przepisami.
Właściwie powinnam zacząć od octu jabłkowego, ale teraz to już za późna pora na jego wytwarzanie.
Przypomnę o nim w lecie, kiedy pojawią się pierwsze zielone, niedojrzałe jabłka – spady.
Przecier jabłkowy – oryginalny przepis klasztorny z XVI w.
To prawdziwa delicja. Polecam go pod warunkiem, że macie dostęp do niepryskanych jabłek. Jestem szczęśliwą posiadaczką dwóch 80-letnich jabłoni – Biała Reneta – które wspaniale owocują bez nawozów.
A oto przepis:
2 kg jabłek, 20 dkg cukru, dodatki: cydr, sherry, rum, sok z cytryny lub pomarańczy)
Jabłka umyć, osuszyć i pokroić ze skórką i gniazdami nasiennymi w ćwiartki. Odrzucić pestki, ogonki
i ewentualne skazy. Włożyć do szerokiego rondla z grubym dnem i podlać niewielką ilością wody źródlanej, tak aby je przykryła. Rozgotować na małym ogniu. Przetrzeć przez sito. Do masy dodać cukier (ilość wg uznania) i dalej gotować na małym ogniu do zgęstnienia. Smak można wzbogacić różnymi dodatkami jak cydr, sherry, rum lub sok z cytryny czy pomarańczy. Warto eksperymentować.
Gęstą aromatyczną masę przełożyć do wyparzonych słoików.
Ja dodatkowo przepłukuję je spirytusem i pasteryzuję 20 min.
Przecier doskonale smakuje rozsmarowany na andrutowym wafelku np. jako dodatek do porannej kawy. Można go również dodawać do płatków owsianych i dekorować nim desery.
Podobny wyrób sprzedawany w Austrii w 500ml słoikach kosztuje 16 euro.
A więc do dzieła !
Dżem jabłkowy z imbirem - szybko się robi
2 kg kwaśnych jabłek, 1kg cukru, imbir - 5cm.
Jabłka obrać ze skórki, wyciąć gniazda nasienne i pestki odrzucić. W małym garnku zalać skórki i gniazda szklanką wody źródlanej i gotować ok. 20 min., po tym czasie mus przetrzeć przez gęste sito.
Pozostałe obrane jabłka przełożyć do dużego garnka z grubym dnem –zalać przecedzonym musem
i szklanką źródlanej wody. Obrać imbir (5 cm) i zetrzeć na tarce – dodać do jabłek. Gotować ok.15 min. Następnie dodać cukier i gotować ok.20 minut, aż cukier się rozpuści, a masa zgęstnieje. Przełożyć do sterylnych słoików i pasteryzować 20 min.
Pyszne jabłka do szarlotki - szybko się robi
2 kg jabłek (najlepiej Szara Reneta), 0,5 kg cukru, 250g rodzynek,
2 łyżeczki cynamonu, sok z dwóch cytryn.
Jabłka obrać ze skórki, usunąć gniazda nasienne. Pokroić
w drobną kostkę, włożyć do miski i polać sokiem z cytryny, aby nie ściemniały. Na patelni usmażyć jabłka z cynamonem, rodzynkami i cukrem,
aż staną się szkliste. Przełożyć do słoików i pasteryzować 20 min.
Polskie jabłka są najlepsze i nie mają sobie równych na świecie.
Podczas pobytu w Palestynie, wybrałam się do pobliskiego sklepu. Chciałam zapolować na tradycyjne smakołyki arabskie. Znalazłam Zatar (mieszanka przypraw do jagnięciny) i różne wersje humusów.
Bezskutecznie szukałam lokalnego wina, zapominając, że w krajach arabskich obowiązuje prohibicja.
W sklepie było dużo miejscowych klientów. Nagle zrobiło się zamieszanie i podniosła wrzawa. Zdrętwiałam – Boże to pewnie zamach. Tak to był zamach – na polskie jabłka. Wjechały dostojnie na ruchomych regałach.
Na skrzynkach był znajomy napis: Made In Poland. Sprzedawcy uciszyli wzburzony tłum i zaczęli reglamentować towar. Do papierowych toreb rozdzielali jabłka, ok. 2 kg na osobę. Taszczyły je nawet małe dzieci. Nasze owoce były 2-3 razy droższe od lokalnych – ok.8 szekieli za kg tj. ok. 9 zł. Stałam na boku, rozkoszując się powodzeniem naszych jabłek. Nagle podszedł do mnie sprzedawca z ostatnią torbą tych owoców. Thank you, I’m from Poland – podziękowałam. Spojrzał na mnie z szacunkiem, kłaniając się w pas.
Uważa się, że Polaków można spotkać w każdym zakątku świata, ja myślę, że polskie jabłka również.
KŁANIAM SIĘ PAŃSTWU
GRAŻYNA ŚLIWA
c.d.n.