Wrzesień 2020
Udostępnij:

„Odmrażamy wycieczki” - Relacja z wycieczki dookoła Tatr 1-3.09.2020


„Dookoła Tatr”

(Wycieczka zorganizowana we współpracy z Klubem Podróżniczym „Horyzonty” oraz przewodnikiem mgr Pawłem Klimkiem)

 

Słowacja to kraj, do którego z Krakowa jest nam najbliżej, jednak jak dotąd nie zorganizowaliśmy jeszcze wycieczki, która pokazałaby w pełni jego walory krajobrazowe, przyrodnicze i historyczno-architektoniczne. Okazja nadarzyła się dopiero teraz, w tym dziwnym okresie, kiedy niewielu myśli o podróżowaniu, a zwłaszcza o zagranicznych wyjazdach, gdy tymczasem nasz „Wakacyjny Uniwersytet Trzeciego Wieku” wkroczył w kolejną – trzecią już fazę tzw. „odmrażania”, przeznaczając wrzesień na wyjazdy zagraniczne do dostępnych i bezpiecznych miejsc. Wybraliśmy się więc niespełna 30-osobową grupą autokarem, który mógłby pomieścić nawet 60 osób, ale dzięki tak dużej pojemności pojazdu, każdy z nas podróżował w komfortowych warunkach z zachowaniem „bezpiecznej odległości”. Użyłem cudzysłów, ponieważ ten termin używany w różnych rozporządzeniach jest różnie interpretowany, a w gruncie rzeczy niewiele oznacza będąc, podobnie jak w kodeksie drogowym sposobem na wyjaśnienie nie do końca znanych przyczyn zdarzenia. Oczywiście pamiętaliśmy o zakładaniu maseczek w pomieszczeniach zamkniętych, częstej dezynfekcji rąk, czy unikaniu skupisk ludzi, których na Słowacji praktycznie nie było, bo ich ruch turystyczny w pierwszych dniach września prawie zupełnie zamarł.

Słowacja, zgodnie z wcześniejszymi prognozami przywitała nas deszczem, jednak ten rzęsisty obserwowaliśmy jedynie w czasie jazdy, z okien autokaru, by później w czasie zwiedzania cieszyć się stopniową poprawą pogody. Były więc zarówno malownicze chmury, niebieskie niebo i słońce, które zwłaszcza w ostatnim dniu nagrodziło nas wspaniałymi widokami podczas spaceru do Popradzkiego Stawu.

Zwiedzanie rozpoczęliśmy już wkrótce po przekroczeniu granicy zatrzymując się w małej wiosce Podbiel, w której, podobnie jak i w naszym Chochołowie zachowało się sporo drewnianej, wiejskiej architektury z jej unikalnymi elementami w postaci chociażby studni ze stojącymi obok nich żurawiami. Pokryte gontem chałupy są w dalszym ciągu zamieszkane o czym świadczyły zadbane ogródki i kwiaty stanowiące ozdobę okien.

Po pokonaniu dalszych kilkunastu km dotarliśmy do miejscowości Orawski Podzamok, w której znajduje się jeden z najważniejszych i najbardziej znanych słowackich zabytków - Orawski Zamek, w niektórych rankingach zaliczany do dziesięciu najpiękniejszych europejskich budowli tego rodzaju. Rzeczywiście, robi ogromne wrażenie, zarówno gdy  spogląda się na niego z okien autokaru jadąc szosą w kierunku Kubina, jak i patrząc z mostu na Orawie, czy też gdy staje się u jego podnóży i zadziera do góry głowę. Nic dziwnego, skoro budowana etapami, trzyczęściowa budowla stoi na skale mającej 112 m wysokości, aby więc dotrzeć tylko do jej bramy wejściowej i na dziedziniec dolnego, najmłodszego zamku, trzeba najpierw pokonać stromy odcinek drogi wyłożonej kamieniami. Dalsze zwiedzanie to wędrówka stromymi schodami do kolejnych części zamku połączona z wizytą w pieczołowicie odnowionych pomieszczeniach, częściowo wypełnionych przedmiotami nawiązującymi do epoki z jakiej pochodzi zamek, albo zamienionych w sale muzealne. Zamek, zarówno wielkością, jak i zachowaną autentycznością sprawia ogromne wrażenie, dając wyobrażenie o tym, w jakich warunkach żyli jego mieszkańcy i jaką rolę pełnił będąc twierdzą niezwykle trudną do zdobycia.

Wycieczki naszego UTW od samego początku odbywają się pod wspólnym hasłem „Przyroda, nauka, kultura”, toteż w programie każdej z nich powinny się znaleźć elementy nawiązujące do tego tytułu. Pierwszym akcentem przyrodniczym stał się spacer do Doliny Prosieckiej będącej jakby wąskim korytarzem który wyrzeźbiły wody potoku płynącego jej środkiem. Po śliskich kamieniach i mostkach z ułożonych obok siebie drewnianych bali dotarliśmy do malowniczego miejsca, w którym piękno przyrody i efekty trwającej tysiące lat działalności strumienia stworzyły niepowtarzalnie piękny obraz. A wszystko w otoczeniu bujnej zieleni i licznie jak na tą porę roku kwitnących roślin, co zresztą stało się okazją do krótkiego wykładu na temat bogactwa naskalnych form życia na murawach kserotermicznych oraz w otoczeniu wapiennych skał. Kwitły jeszcze starce i sadziec konopiasty, cykoria podróżnik i wiele innych, a patrząc uważnie można było dostrzec pierwsze zimowity i ostatnie kwitnące okazy storczyków.

W drodze do zabytkowego kościoła w Świętym Krzyżu zatrzymaliśmy się na kilkanaście minut, aby ze specjalnie przygotowanego dla turystów punktu widokowego spojrzeć na połyskujące w słońcu sztuczne jezioro – Liptowska Mara, za którym znajdowały się spowite chmurami Tatry. Pojawił się wreszcie błękit nieba, a słońce oświetlało „punktowo” zielone łąki położone po drugiej stronie akwenu.

Kościół artykularny w Świętym Krzyżu zobaczyliśmy jedynie z zewnątrz, ale nasz przewodnik Paweł Klimek przedstawił jego historię wyjaśniając znaczenie tej nieco dziwnej w brzmieniu nazwy. Kościoły artykularne powstały po wydaniu cesarskiego rozporządzenia (artykułu) w 1681 roku, którego zadaniem miało być zyskanie przychylności protestantów w obliczu zagrożenia ze strony tureckiej. Katoliccy Habsburgowie pozwolili więc na budowę kilku protestanckich świątyń pod kilkoma warunkami: miały być zbudowane w ciągu jednego roku, poza centrami miast, z nietrwałych materiałów. Były jednak obszerne, a w swoim wnętrzu mogły pomieścić nawet kilka tysięcy wiernych, a przetrwały do dziś w niewielkiej liczbie zarówno na Słowacji jak i na Dolnym Śląsku.

Dzień zakończyliśmy spacerem po nie znajdującej się w programie starej części Popradu – Spiskiej Sobocie, której centrum do dzisiejszego dnia tworzą malownicze stare kamieniczki i piękny, gotycki kościół, którego wnętrze zobaczyliśmy następnego dnia.

Kolejny dzień naszego wędrowania „wokół Tatr” rozpoczęliśmy od obejrzenia kościoła pw. Św. Jerzego w Spiskiej Sobocie. Zachwyt wzbudziło wspaniale zachowane wnętrze z nienaruszonymi gotyckimi ołtarzami oraz symbolicznym Grobem Pańskim z iluzjonistycznymi obrazami.

Przejazd z Popradu do rezerwatu przyrody Siva Brada zajął nam ok. 30 minut. Znaleźliśmy się w niezwykłym przyrodniczo i geologicznie miejscu, gdzie z trawertynowych skał wytryskuje niewielki gejzer. Zatrzymaliśmy się nad nim nieco dłużej, aby usłyszeć i zrozumieć w jaki sposób powstają tego typu utwory skalne i z jakim rodzajem roślinności mamy do czynienia w takich miejscach jak to. Stamtąd, dwu kilometrowy spacer do Spiskiej Kapituły, ścieżką poprowadzoną wzdłuż kamieni wyznaczających stacje Drogi Krzyżowej, wśród wysokiej kukurydzy, a dalej łąkami pełnymi kwitnących roślin był prawdziwym spotkaniem z Naturą z jej pełnym kwiatów wyrazem, a także z widocznymi z daleka dziełami człowieka w postaci ruin ogromnego zamku i wyniosłymi romańskimi wieżami „Spiskiego Watykanu”. Także ten kościół krył w sobie cenne zabytki gotyckiej architektury w postaci pięknych ołtarzy, polichromii ściennej oraz marmurowych epitafiów należących do przedstawicieli znanej węgierskiej rodziny Thököly. Mówiąc o historii odwiedzanych przez nas zabytkowych miejsc, przez cały czas obracaliśmy się wokół dziejów państwa Węgrów. W końcu Słowacja – jeden z najmłodszych europejskich państw powstała dopiero w wyniku rozpadu Czechosłowacji 31 grudnia 1992 roku, a ziemie zajmowane obecnie przez ten kraj nosiły nazwę Górnych Węgier i przez ponad tysiąc lat należały najpierw do Wielkich Węgier, aby potem stać się częścią monarchii austro-węgierskiej.

Lewocza to stare, otoczone w pełni zachowanymi murami miasto, które na całym świecie rozsławił rzeźbiarz Paweł z Lewoczy, prawdopodobnie uczeń Wita Stwosza, który pozostawił w tutejszym kościele wspaniały ołtarz, który w pewnym stopniu dorównuje temu najwspanialszemu dziełu naszego Mistrza z Kościoła Mariackiego w Krakowie. Sama Lewocza była niegdyś znaczącym ośrodkiem handlu i tkactwa, a liczbą ludności dorównywała naszemu królewskiemu miastu. Kres znaczeniu i zamożności miasta położyła budowa linii kolejowej Koszycko-Boguminskiej prowadzona w latach 1869-72,  która, zresztą na życzenie lewockich kupców i mieszczan, ominęła to miasto. Skończyła się handlowa rywalizacja z niedalekim Kieżmarkiem na korzyść tego ostatniego, a sama Lewocza pozostała cichym, nieco sennym miastem pełnym zabytków. Renesansowe kamieniczki, niektóre pokryte polichromią typu sgraffiti, a inne z aktykami jak np. kamienica Thurzonów wzbudzają zachwyt, przypominając minioną świetność miasta.

W drodze powrotnej do Popradu zatrzymaliśmy się na kilkanaście minut w małej wiosce Żehra, w której znajduje się położony na wzgórzu, bielejący w słońcu kościół pod wezwaniem św. Ducha. Wokół kościoła, podobnie jak przed wiekami znajduje się cmentarz, na którym pochowano m.in. wielu przedstawicieli społeczności romskiej, których groby zaskakują wiernym odtworzeniem na płytach nagrobnych twarzy pochowanych Cyganów. Ściany we wnętrzu tego niewielkiego kościoła pokrywa polichromia z XIII, XIV i XV wieku, doskonale zachowana i przemawiająca wyrazistością obrazów będących swoistą „biblią dla ubogich” (biblia pauperum). Freski, cmentarz, malownicze otoczenie w postaci łagodnych zielonych wzgórz rozświetlonych promieniami zachodzącego słońca, niejednemu z uczestników wycieczki przypomniały krajobrazy toskańskie z podobną scenerią i nagromadzeniem zabytków.

Ostatni dzień wycieczki rozpoczął wspaniały widok na Tatry, których szczyty oświetlone porannym słońcem wznosiły się wysoko ponad poziomem miasta. Po śniadaniu udaliśmy się więc na długi spacer, którego celem było Jezioro Popradzkie oraz symboliczny cmentarz poświęcony taternikom, którzy w różnych okolicznościach zginęli w naszych wspólnych górach. Warto zauważyć, że to właśnie nasi taternicy począwszy od Tytusa Chałubińskiego mają na swym koncie większość zarówno letnich jak i zimowych wejść na tatrzańskie wierzchołki. Uroku naszemu spacerowi dodały łany kwitnącej wierzbówki kiprzycy, goryczki trojeściowej, a zachwyt wzbudziły ogromne „kule” kwiatostanów ostrożenia głowacza. Pomiędzy limbami latały „krzycząc w swoim języku” orzechówki, wydziobujące z szyszek „limbowe orzeszki”.

Po blisko pięciogodzinnym spacerze udaliśmy się w kierunku Kieżmarku będącego ostatnim punktem naszego trzydniowego wędrowania po Słowacji. Miasto założone w średniowieczu (podobnie jak i Lewocza) przez przybyłych tu niemieckich Sasów słynęło zapewne z produkcji serów skoro sama niemiecka nazwa to  Käsemarkt, oznaczająca „targ serowy”. Zwiedziliśmy piękny kościół, w którym  w przeciwieństwie do poprzednich można było fotografować wprawdzie za opłatą, ale warto było wydać dwa euro i włączyć do kolekcji zdjęć z naszej wycieczki także te przedstawiające wnętrze chociaż jednej świątyni. Odwiedziliśmy kolejny kościół artykularny, którego wnętrze tym razem było dostępne oraz protestancki kościół wybudowany w stylu mauretańskim ze znajdującym się w specjalnej kaplicy mauzoleum węgierskiego przywódcy antyhabsburskiego powstania kuruców Emeric (Imre) Thököly.

I to właściwie koniec, chociaż nawet w drodze powrotnej przez szyby naszego autokaru podziwialiśmy zabytki w miejscowości Biała Spiska i słuchaliśmy opowieści o wynalazcy wielosoczewkowych obiektywów Jozsefie Petzval, a także o mijanych spiskich wioskach z ich atrakcjami turystycznymi w postaci wieży widokowej oraz Bielańskich Jaskiń. Podróż powrotna nie była długa, a w pamięci uczestników wycieczki pozostał malowniczy wizerunek tego nieodległego kraju.

Kazimierz Wiech

 Fot. Kazimierz Wiech

Więcej zdjęć -----> Galeria zdjęć 1-3.09.2020

Centrum Kultury i Kształcenia Ustawicznego
w Krakowie
Al. 29 Listopada 46
31-425
Kraków
12 662 52 87
© 2023 Uniwersytet Rolniczy im. Hugona Kołłątaja w Krakowie
Projekt i wykonanie strony: Dział Informatyki UR
Redaktor strony: Magdalena Boś